Blog
Nadwiślańskie sobotnie popołudnie...
...w które odkryłam - zdaje się - jeszcze jeden powód, dla którego uwielbiam robić foty.
Taki mianowcie, że całe to focenie jest wyrazem mojego nieustannego zachwytu i zdumienia. Nad wszystkim właściwe, co mnie otacza i co się wokół mnie dzieje. Nad tym że jestem, tutaj, teraz, że widzę wirtuozyjną grę marcowego popołudniowego światła na całej tej rzeczywistości, w której siedzę, że filiżanka zielonej herbaty, w której odbija się słońce, że Wisła pluszcze u samych stóp, że z nieba się leje błogi blask pogodnego dnia, że siedzę sobie leniwie, niespiesznie i gawędzę z piękną dziewczyną, że dziewczyna jest jeszcze piękniejsza, bo czeka na swoje dziecko, co się ma urodzić tej wiosny.
To taki zachwyt i takie zdumienie, że aż czasem nieodwierzam, że to wszystko dzieje się naprawdę - stoję tak sobie z rozdziawioną buzią nad tym wszystkim i... Żeby sobie udowodnić, że to wszystko jest, robię temu zdjęcie :).